No właśnie. Ponownie jestem w Dakarze.
19-go września wylądowałem na lotnisku w sercu Zielonego Przylądka, półwyspu na którym znajduje się stolica Senegalu. W pierwszych chwilach na afrykańskiej ziemi czułem się lekko otumaniony. Z jednej strony prawie sześciogodzinny lot samolotem zrobił swoje, z drugiej strony wilgotny gorąc, który powitał nas na płycie lotniska też dorzucił oliwy do ognia. A poza tym zastanawiałem się czy jestem w "realu", czy też śni mi się powrót do Afryki po sześciu latach nieobecności... Kontrola paszportu i weryfikacja odcisków palców wizy biometrycznej sprowadziły mnie jednak na ziemię i ostatecznie utwierdziły w tym, że to jednak nie jest sen...
Emocje sięgnęły zenitu, kiedy po wyjściu z budynku lotniska ujrzałem grupę przyjaciół czekających na mnie. Grupie przewodniczyła siostra Ksawera, a ze strony współbraci "duchaczy" był brat Yvon. No i przyjaciele: Andre, Maurice, Serge, cóż za radość zobaczyć się znowu po sześciu latach. Kiedy w lipcu 2007 roku opuszczałem Dakar nie wiedząc czy kiedykolwiek tu jeszcze powrócę, polało się wiele łez ... Tym razem były to łzy radości i wzruszenia z ponownego spotkania. Bogu niech będą dzięki za to, że mogłem tu ponownie powrócić tym razem jako ksiądz misjonarz "duchacz" (czyli ze Zgromadzenia Ducha Świętego).
W ten oto sposób zacząłem pisać nowy rozdział mojego życia...
W ten oto sposób zacząłem pisać nowy rozdział mojego życia...